piątek, 9 kwietnia 2021

Zapał

Otworzyłam dziś rano oczy. Ptaszki tak pięknie ćwierkały. I słoneczko świeci. 
Myślę sobie, Karolina dziś jest twój dzień. Dasz radę! 
Ju kan du IT!

Posprzątasz, pranie zrobisz. Kurz wymieciesz. Góry przeniesiesz. Ogień, dziewczyno, ogień. 
Normalnie będziesz jak ta pani domu, te kobiety z YouTube, które tak namiętnie oglądasz. No chałupa jak z żurnala, z podłogi będzie można jeść.

A potem wstałam, zrobiłam Najmłodszej butelkę, obudziłam starszyznę na zdalne nauczanie.

I pomyślałam, jutro. 
Na pewno jutro zrobię to wszystko.

niedziela, 28 marca 2021

Robot, róża i koszyczek

"Drogie dzieci, na dzisiejszych zajęciach technicznych wykonajcie robota z odpadków. Praca na ocenę, termin wykonania......"

Kurde, czy ta nauczycielka nie może napisać po prostu "Drodzy rodzice. Ponieważ na zdalnym nauczaniu muszę wykazać,że dzieci robią cokolwiek, a wy nie macie kompletnie wywalone na tą formę zajęć, to zróbcie i odeslijcie mi zdjęcie robota z byle czego."

W niedzielę, mówię Najstarszej. Tylko zastanów się jak to ma wyglądać.

Nadeszła ta wiekopoma chwila i zabrałam się za robienie tej pracy.  Córka moja pierworodna zaczyna mi cmokać z miną wielkiej znawczyni. Wiesz mamo bo tu zrobimy tak, cmok, a to tak, cmok- no wiesz i będzie pięknie.

Muszę się napić- pomyślałam pierwszy raz tego dnia.

Urwał nać! Jakże ja uwielbiam takie zajęcia. Wdech, wydech, wdech, wydech. Nie zabiję mojego dziecka, wdech, wydech....
 
Radość mnie ogarnęła wielka na samą myśl o tym, co wymyśla moja córka a co ma wykonać moimi rękoma. Nawet sobie nie wyobrażacie, jakże ja się, urwał nać, cieszyłam!

No i jakoś powstał robot. Ręce i nogi z butelek, tłów z jakiegoś pudła. Głowa z pudełka po kapsułkach do prania. Włosy z bibuły. 
Pomalowany. Wysłany. Koniec. Z bańki.

Muszę się napić. Pomyślałam drugi raz tego dnia.

A że jestem masochistką i akuratnie najmłodsza już spała, to postanowiłam zrobić kolejną różę cukrową.
W momencie, w którym wyjęłam cały osprzęt zrozumiałam, że to był błąd.

Muszę się napić. Pomyślałam po raz trzeci.

W bólach, mękach i pod kpiącym spojrzeniem mojego męża, który zapytany co to, dyplomatycznie rzekł - no kwiatek jakiś.


I w tym momencie pomyślałam, że nie zrobię kolejnej róży z cukru. I że K O N I E C Z N I E muszę się napić..

A ponieważ jestem walnięta na umyśle i na lekarza już za późno, machnęłam ja koszyczek wielkanocny.
Bo pewnie od jutra będę w coraz większej czarnej d*pie ze wszystkim na Wielkanoc.
O dziwo, uwielbiam takie ZPT. Wycisza mnie to. Do pierwszego poparzenia klejem na gorąco. Wtedy już mnie nie wycisza.
Muszę się napić. Pomyślałam aplikując sobie żel na oparzenia. 

Kolejny raz tęsknie wzdychalam do butelki z winem, kiedy z ulitowania ogarnęłam ten burdel w kuchni.


A potem postanowiłam, że stworzę blog. Jakbym mało miała na głowie.
No, i jest.
A ja nareszcie mogłam się napić pisząc do Was powyższe.


Ściskam. Karolina.